wtorek, 13 marca 2018

5 powodów dla których warto obejrzeć ''Breaking Bad''


PO 1: CIEKAWY TEMAT

Co robi przeciętny człowiek, który dowiaduje się o diagnozie lekarskiej, która brzmi jak wyrok śmierci? Na pewno nie rozpoczyna produkcji metamfetaminy na wysoką skalę z osiedlowym chuliganem. Tym bardziej jeżeli tym człowiekiem jest szanowany nauczyciel chemii, posiadający szczęśliwą rodzinę i dom na przedmieściach miasta. Jednak my nie mówimy o przeciętnym człowieku – mówimy o Walterze White, który postanowił zostawić po sobie majątek, schodząc na drogę przestępstwa.

PO 2: GENIALNY DUET AKTORSKI

Bonnie i Clyde, Leon i Matylda czy też Thelma i Louise – tak różni, a zarazem tak dopasowani, tworzyli idealne duety, które przeszły do historii kina. Ze spokojem ducha do ich zacnego grona możemy dołączyć Waltera White’a i Jessego Pinkman’a. Totalnie przeciwne osobowości, które idealnie dopełniają się we współpracy owocującej sporą ilością zielonych banknotów. Siła przypadku sprawia, że Panowie spotykają się w najmniej oczekiwanym momencie życia i wbrew wszelkim przeciwnościom losu tworzą duet, który nie miał prawa zaistnieć.



PO 4: BRAK NUDY

Nigdy wcześniej nie oglądaliśmy, aż tak interesującego serialu. Na kilkadziesiąt odcinków może z dwa były przeciętne i nic nie wnoszące do fabuły. Nie mogąc uwierzyć, że jest aż tak duża różnica w jakości tych epizodów, pogrzebaliśmy troszkę w internecie i okazało się, że były to tzw. „bottle episode” czyli odcinki, które zostały nakręcone z pozostałego budżetu, a które właściwie w żaden sposób nie popychają akcji do przodu. Odetchnęliśmy z ulgą – nawet delikatny powiew nudy w Breaking Bad jest wytłumaczalny ;).

PO 5: DBAŁOŚĆ O SZCZEGÓŁY

Twórca serialu, Vince Gilligan znany jest ze swej dbałości o najdrobniejsze szczegóły. Poniżej kilka przykładów genialnego nawiązania do innych dzieł w serialu, a także zaangażowanie reżysera w charakterystykę postaci.
# Cała produkcja serialu składa się z 62 epizodów. 62 pierwiastkiem w układzie okresowym jest samar, którego używa się do leczenia raka płuc (choroba Walta).
# Na potrzeby serialu Bryan Cranston (Walter White) otrzymał kilka lekcji z podstaw chemii od profesora Uniwersytetu Południowej Kalifornii, dzięki czemu aktor mógł poprawić niektóre błędy scenariusza. Z kolei prawdziwy agent DEA (Amerykańskie Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii) pokazał obsadzie i ludziom pracującym przy realizacji serialu, jak się robi metamfetaminę.
# Kolory ubrań, które noszą postaci w serialu nie zostały dobrane przypadkowo. Symbolizują one między innymi relacje między bohaterami i ich emocje. Kiedyś Gilligan przez kilka godzin wybierał koszulkę dla Hanka w odpowiednim odcieniu szarości.
# Pseudonim którym posługuje się główny bohater – Heisenberg, to nawiązanie do fizyka Wernera Heisenberga będącego jednym ze współtwórców mechaniki kwantowej.
# W sekwencji otwierającej odcinek trzeciego sezonu zatytułowany „Kafkaesque” użyto wariacji utworu „Bolivia Theme”z filmu „Człowiek z Blizną”,który również opowiada o handlu narkotykami.



10 powodów dla których warto obejrzeć ''Orange is The New Black''

1. Idealne połączenie dramatu z komedią. Twórczyni "Orange Is the New Black", Jenji Kohan, nie od dziś potrafi serwować poważne tematy w lekkim, komediowym tonie. Tak było w "Trawce", tak też jest w jej nowym serialu. A przecież znalezienie idealnego balansu pomiędzy dramatem i komedią nie jest takie proste. Wystarczy niewielkie potknięcie, wystarczy jeden niewłaściwy żart, aby strywializować to, co trywializowane być nie powinno. Tu takich potknięć nie ma, każda scena, każdy dialog znajduje się na swoim miejscu. W jednej chwili zagłębiamy się w więzienny koszmar, w drugiej głośno się śmiejemy z jakiegoś malutkiego, głupiutkiego drobiazgu - i tak w kółko. To zadziwiające, jak szybko "OITNB" potrafi zmienić ton i jak szeroką paletę emocji oferuje.

2. Świetnie napisane bohaterki. Dobrze napisani bohaterowie powinni być oczywistością - a jednak w większości seriali nie są. Telewizja pełna jest postaci płaskich, kartonowych i przypominających wszystko, tylko nie żywych ludzi. Tu jest inaczej. Bohaterki "Orange Is the New Black" to kobiety z krwi i kości. Kobiety piękne, silne, mądre i malutkie, i kruchutkie, i głupiutkie. Wszystkie wzbudzają emocje, w większości pozytywne, bo nie popełniły wielkich zbrodni, raczej głupie błędy, za które słono płacą. Jenji Kohan zadbała o to, żeby dały się lubić i żeby żadna z nich nie była tylko więźniarką. Zadbała też o to, aby były zróżnicowane pod względem wieku, pochodzenia etnicznego, wykształcenia, przekonań itd.



3. Fantastyczna obsada. Zanim serial wystartował, "sprzedawano" go nazwiskami Jasona Biggsa i Laury Prepon. Po 2. sezonie większości aktorów wciąż nie kojarzę z nazwisk - ta obsada po prostu jest za duża i pełno w niej osób, których nigdy wcześniej nie widziałam - ale wiem, że potrafią zagrać cuda. Widzieliście Uzo Adubę udającą wszystkie postacie po kolei? To wiedzcie, że one wszystkie by tak mogły! A i faceci z odcinka na odcinek stają się coraz ciekawsi.

4. Absurdy, wszędzie absurdy. Kiedy główna bohaterka, Piper (świetna Taylor Schilling) trafia za kratki, mamy klasyczne zderzenie jednostki z systemem. Systemem durnym, bezsensownym i pełnym absurdów nie znajdujących logicznego usprawiedliwienia. W takim miejscu można oszaleć, ale można też zobaczyć legendarnego kurczaka, co do którego nie ma pewności, że kiedykolwiek istniał, albo karalucha dźwigającego na plecach papieros. I mieć pewność, że to nie halucynacje - to po prostu jest miejsce, w którym rzeczy nie do końca logiczne stanowią integralny element rzeczywistości.



5. Blondynka, która dorasta. Ręka w górę, kto lubił główną bohaterkę na początku? Ja nie. W zasadzie teraz też nie darzę jej wielką sympatią. To taka zwyczajna, banalna, raczej grzeczna dziewczyna, która nie ma zbyt wielu warstw. A przynajmniej takie sprawia wrażenie w pierwszych odcinkach. Jej egoizm i brak empatii razi i wkurza do tego stopnia, że trudno jej współczuć, kiedy spadają na nią kolejne więzienne nieszczęścia. Z biegiem czasu jednak Piper się zmienia, dorasta, nabiera siły i sprytu pozwalającego przetrwać ten koszmar bez większych zadrapań. Czy staje się sympatyczniejsza? Nie, raczej nie. Nie da się tak po prostu lubić osoby, która próbuje sprzedać drugiego człowieka za kocyk. Ale coraz łatwiej ją zrozumieć i dostrzec to, czego nie widać na pierwszy rzut oka. To złożona bohaterka, dokładnie tak jak one wszystkie. I jak one wszystkie - fascynująca.

6. Piper i Alex. Lesbijski związek Piper i Alex, w którym obie krzywdzą się i kochają, i kochają się, i znów krzywdzą, to prawdziwy magnes na widzów. Obie są śliczne, namiętne i pokręcone, nic więc dziwnego, że kiedy zaczynają się całować, ściskamy mocno kciuki, żeby tym razem im wyszło. A kiedy się kłócą, oglądamy to z zapartym tchem, jak porządny dreszczowiec. Dziewczyny po cichu zaczynają marzyć o gorącym romansie z inną kobietą, faceci cieszą się, że nie muszą sobie nawet niczego wyobrażać, bo wszystko mają podane na tacy - i tak trwamy razem z Alex i Piper w tym toksycznym, ale i cholernie ekscytującym związku.



7. Mnóstwo barwnych historii. "Orange Is the New Black" ogląda się świetnie, bo nie skupia się non stop na wątku Piper. Każdy odcinek ma swoją bohaterkę, której historię poznajemy we flashbackach. O ile w pierwszym sezonie nie wszystkie panie wydawały mi się aż tak fascynujące, to w drugim już nie ma ani jednej słabszej historii. Najbardziej chyba zaskoczyła mnie historia Lorny, ślicznej Włoszki, której w życiu nie posądziłabym o to, co zrobiła. Najbardziej poruszyła mnie młodziutka Pussey, która od zawsze szuka miłości tam, gdzie nie powinna. Najwięcej fantazji miała Rosa, kobieta uzależniona od dreszczyku emocji. A do tego zakonnica, i Gloria, i Taystee, i ta okrutna mamuśka Vee... "OITNB" jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, na co trafisz w kolejnym odcinku.


8. Pornstache! Serialowi mężczyźni - czyli głównie strażnicy i pracownicy więzienia - nie są aż tak skomplikowanymi bohaterami jak kobiety. A przynajmniej nie wiemy o nich jeszcze wystarczająco dużo, by dostrzegać ich ewentualne skomplikowanie. Ale jest wśród nich gwiazda, mistrz nad mistrzami, posiadacz wąsów, których mógłby pozazdrościć Ron Swanson, okrutny sadysta i wrażliwiec, który jak my wszyscy marzy o miłości. David Mendez (Pablo Schreiber), zwany Pornstache'em. Ten facet został stworzony po to, żebyśmy kochali go nienawidzić. A z czasem może i obdarzyli go innymi uczuciami.



9. Drugi sezon jest jeszcze lepszy niż pierwszy. Nie mam wątpliwości, że "Orange Is the New Black" to jeden z najlepszych, a pewnie i najlepszy serial sezonu letniego. W zeszłym roku to było zaskoczenie, w tym roku zaskakujące może być już tylko to, że poziom jeszcze wzrósł. Drugi sezon jest jeszcze mocniejszy, bardziej mroczny i sprawniej napisany niż pierwszy. Każdy odcinek wypełniony jest po brzegi akcją i szalonymi emocjami. Dialogi brzmią fantastycznie, aktorzy przechodzą samych siebie, a ostatnia scena sprawia, że rok czekania na kolejny sezon wydaje się po prostu torturą.

10. Można obejrzeć cały sezon naraz. No właśnie, na kolejny sezon poczekamy mniej więcej rok, ale za to ten sezon możemy obejrzeć cały naraz. Wiem, że wśród naszych czytelników znajdują się osoby, które zobaczyły całość w jeden weekend. Mnie było szkoda tak szybko go pochłaniać, ale i tak długo nie wytrzymałam. Obejrzenie 13 odcinków (właściwie 14, bo finał trwa 92 minuty) zajęło mi 6 dni. I choć trochę żałuję, że Netflix nie dał mi czasu, aby zatrzymać się nad każdym odcinkiem z osobna i każdy z osobna opisać w "Pazurkiem po ekranie", muszę przyznać, że takie oglądanie ma sens. Jeśli współczesne seriale są jak dawne klasyczne powieści, prawo do delektowania się nimi we własnym tempie wydaje się naturalne. Nawet jeśli kończy się to kompulsywnym oglądaniem.



wtorek, 6 marca 2018

13 powodów dla których warto obejrzeć ''13 powodów''


1. To nie jest serial dla młodzieży

Zacznijmy od najważniejszego. “13 powodów” to nie jest serial dla młodzieży. To serial o młodzieży. To, że bohaterami jest młodzież nie sprawia, że produkcja automatycznie jest serialem młodzieżowym. Tak jak “Władca much” Goldinga nie jest książką dla dzieci, bo jej bohaterami są dzieci. Serial Netflixa to dramat flirtujący z kryminałem, a czasami nawet thrillerem, którego bohaterowie są uczniami ogólniaka. Młodzież oczywiście niech ten serial obejrzy, ale przede wszystkim powinni zająć się nim dorośli, bo z wiekiem jesteśmy stopniowo odstawiani poza nawias, w ramach którego żyje młodzież i tracimy kontakt z jej problemami.

2. Scenariusz i sposób prowadzenia narracji

Za realizację projektu odpowiadają ludzie nie pochodzący z pierwszej lepszej łapanki. Reżyserem dwóch pierwszych odcinków jest Tom McCarthy, który zgarnął Oscara za najlepszy scenariusz oryginalny do “Spotlight”. Przełożeniem książki Jaya Ashera na język telewizji zajął się z kolei Brian Yorkey, który ma na koncie więcej Pulitzerów niż ja. Jakoś prezentowaną przez obu panów, McCarthy jest producentem wykonawczym, widać w sposobie w jakim opowiadana jest historia. Uwielbiam spójną narrację, odpowiednie tempo, gdy historia płynie w sposób, w który pozwala nam dokładnie śledzić wydarzenia. Tutaj to wszystko jest obecne. Nawet jak trafiamy na jakąś mieliznę, to ostatecznie udaje się płynąć dalej.

3. Wykorzystanie retrospekcji

Będąc twórcą masz do dyspozycji wiele narzędzi, które pomagają w opowiadaniu historii. Jednym z nich są retrospekcje. “13 powodów” nie wykorzystuje ich tylko po to, aby uzupełnić luki w teraźniejszości czy coś dopowiedzieć. Są one integralną częścią historii. Do tego stopnia, że teraźniejszość i przeszłość stanowią przeplatające się w naturalny sposób nici. Jedno nie istnieje bez drugiego. Naturalnie przechodzimy między “tu i teraz” a “tam i wtedy”.

4. Aktorzy

Dobry casting to 7/18 sukcesu. “13 powodów” podaje nam na tacy “zestaw” aktorów, którzy są wiarygodni w rolach, które odgrywają. Świetnie się uzupełniają, pasują do siebie. Przyznaję, że Dylan Minnette, który wciela się w Claya, jest do tego stopnia przekonujący, że momentami miałem ochotę rzucić go czymś, aby wziął się w garść, bo męczy mnie tą swoją krucjatą. Naprawdę rzadko zdarza się, aby w jednym serialu zebrać tak dobrze grający zespół młodych aktorów. No chyba, że to “Riverdale”.




5. Bohaterowie

Skoro o aktorach mowa, to powinniśmy płynnie przejść do samych postaci. Każda jest jakaś. Na pierwszy rzut oka oparta o stereotypy. Denerwujący mięśniak, słodziutka cheerleaderka, wycofany kujon. Jednak ostatecznie okazuje się, że każdy z nich jest bardziej skomplikowany niż nam się z początku wydaje. Każdy ma jakąś rolę do odegrania. Jak każdy z nas. Pytanie co kryje się za maską, którą na co dzień widzą inni.

6. Problem

Choć może się wydawać, że historia w “13 powodach” jest bliższa nastolatkom z USA, to problem, a w zasadzie problemy, przedstawione w serialu znane są nastolatkom w wielu krajach. W Polsce jak najbardziej też. Bo to nie jest serial tylko o samobójstwie nastolatki. To serial o reakcjach na śmierć, o dorosłych, o instytucjach, które sobie nie radzą, o nas. Młody człowiek nie dźwiga na swoich brakach ciężaru lżejszego od dorosłych. Ten ciężar jest często dużo większy, bo ten, który go dźwiga często czuje się opuszczony, zdany tylko na siebie.

7. Każdy z nas jest Clay’em i Hanną

Choć Clay mnie irytuje, to skłamałbym, gdybym napisał, że go nie rozumiem. Rozumiem go. Aż za dobrze, bo w liceum i pod koniec podstawówki byłem Clay’em. Nim stałem się przebojowym autorem fantastycznego bloga byłem taki jak on. Patrząc na to z perspektywy czasu pewnie miałbym ochotę sam siebie walnąć w ryja. I tak jak ja byłem Clay’em tak wielu z Was było innymi
bohaterami. Bo ludzie są wszędzie tacy sami.

8. Nie traktuje nas jak idiotów

Nienawidzę, jak jestem traktowany jak idiota. Nikt tego nie lubi. “13 powodów” choć momentami manipuluje naszymi uczuciami, to w ostatecznym rozrachunku podchodzi do nas poważnie i podobnie traktuje opowiadaną historię. Oglądając czuję, że autorzy mają coś ważnego do przekazania i nie tracą przekazu z oczu. Rdzeń opowieści jest tylko pretekstem do tego, aby wyłożyć nam kilka rzeczy, o których powinniśmy pamiętać, a o których zapominamy lub dopiero zapomnimy.

9. Muzyka

Ścieżka dźwiękowa zasługuje na uznanie nie tylko przez to, że sięgnięto po klasyki autorstwa Joy Division, The Cure czy Ultravox, ale przez to, że bardzo dobrze uzupełniają opowieść. Momentami muzyka staje się dodatkowym bohaterem. Rekwizytem, który buduje napięcie, wywołuje określone uczucia, mówi nam coś o bohaterze lub sytuacji, którą obserwujemy. Wszystkie numery z “13 powodów” tworzą całkiem zgrabną playlistę.




10. Odpowiedzialność

To co mi się naprawdę podoba, to fakt, że Hannah Baker nie jest “tylko” ofiarą. Pretekstem do tego, aby zawiązać akcję. Jest równoprawnym bohaterem. Narratorem, częścią większej całości. Istotne staje się również to, że odpowiedzialność w takich sytuacjach jak opisana w serialu nie spoczywa na barkach tylko jednej osoby. Odpowiedzialność to kwestia zbiorowa. Każdy dokłada swoją cegiełkę do tego, co dzieje się wokół niego. Hannah chcąc nie chcąc też.

11. Warstwy

Tym samym dochodzimy do tego, że “13 powodów”, podobnie jak cebula, ma warstwy. Te najbardziej oczywiste widać od razu. Te mniej oczywiste odkrywane są krok po kroku. Subtelnie budując napięcie, rozbudzając ciekawość, ale i emocjonalnie angażując w wydarzenia. Dużo w nim szarości.

12. Emocje

O emocjonalnym zaangażowaniu wspomniałem powyżej i faktycznie serial mocno angażuje. Być może bardziej, gdy czujemy, że znamy temat z autopsji. Gdy sami byliśmy ofiarami, wycofani, cisi, niezrozumiani. Nie zmienia to jednak faktu, że “odsłuchując” kolejne kasety budujemy własne zdanie na temat wydarzeń i bohaterów. Bo całość nie jest jednoznaczna. Każdy z Was będzie mieć inne wnioski. Każdy zareaguje inaczej.

13. Daje do myślenia

Emocje, warstwy i problemy, które składają się na “13 powodów” sprawiają, że po obejrzeniu całości, jeżeli nie wyłączyliście myślenia, będziecie się zastanawiać nad tym, co właśnie obejrzeliście. Sięgnięcie pamięcią w przeszłość. Być może przypomnicie sobie koleżanki i kolegów podobnych do osób, które obserwowaliście przez 13. odcinków. Jeżeli zatrzymacie się na chwilę, to można uznać, że twórcy osiągnęli sukces. Nie wiem, czy na dłuższą metę to coś zmieni, ale lubię, jak przypomina się nam o rzeczach, o których lubimy zapominać. Na przykład o konsekwencjach. Nie tylko czynów, ale słów, które kierujemy do innych.



10 powodów dla których warto włączyć Pretty little liars

1. Tajemnice i zagadki
Ten serial jest jedną, wielką tajemnicą. Ma w sobie coś co nie pozwala nam powiedzieć "dość". Kiedy oglądamy serial po prostu ślinimy się do ekranu (niektórzy dosłownie, inni nie).
2. Przyjaźń na wiek
Między kłamczuchami jest więź, której możemy im pozazdrościć. Cała piątka jest wstanie oddać wszystko, dla wspólnego dobra. Urocze.

3. Postacie, które nienawidzimy i kochamy równocześnie
Każdy z nas ma swoją "czarną owce", której w serialu nie może zdzierżyć. Jednak być może upatrzyliście sobie postać, do której macie mieszane uczucie. Nienawidzić ja, czy uwielbiać? Oto jest pytanie. Mona, Cece, Noel, Alison, powinniśmy ich kochać? Ale oni są tacy straszni!
4. W Rosewood nikt nie umiera
Jeśli mieszkasz w Rosewood od maleńkości uczony jesteś fingowania swojej śmierci. Alison, Mona...nawet jeśli bardzo chcesz ich odejścia, nie ma szans.

5. Humor przepełniony ironią
Ta zasługa w dużej mierze powinna być przypisana Hannie, która od pierwszego sezonu rozmiesza widzów.
6. Związki, o które walczymy do upadłego
Ezria, Spoby, Haleb, a może Emison? Każdy z nas ma swoją dwójką, którą kocha i wspiera. Obserwujemy miłość, która rozkwita z odcinka, na odcinek co jest niesamowite. Niejednokrotnie musimy patrzeć jak nasze pary przeżywają gorsze okresy, jednak koniec, końców to umacnia ich więzi. Kochani. 

8. Klimat
Wszyscy kochamy te momenty, kiedy nasze ciało zastyga, a z głowy ulatują wszelkie myśli. Strach, to nierozłączny towarzysz tego serialu.

9. Wielka niewiadoma
Jeśli myślisz, że coś w tym serialu jest łatwe...mylisz się. W PLL wszystko jest skomplikowane, a od niedawna serial to wielka niewiadoma również dla producentów, którzy chyba troszkę się w tym wszystkim pogubili. Kto zabił mamę Alison? Kto jest Big Bad? I pytanie towarzyszące nam przez ostatnie pięć kto -Kim jest -A? Teraz już znamy odpowiedź na to pytanie, ale czy na pewno?
10. Wspaniałe widoki
Nic dodać, nic ująć.